niedziela, 28 marca 2010

gdzieś zasłyszane...
wpadło w ucho...
na dobry początek przedświątecznego tygodnia
na tupu tupu nóżką przy wyrabianiu mazurków i bab
na poprawę nastrojów
zamiast kawy- na rozruszanie ;)
fajne klimaty...




czwartek, 25 marca 2010

taka sobie świąteczna układanka
baziowo-kulkowa 

środa, 24 marca 2010

zauroczona...
jestem od jakiegoś czasu, pewnym facetem, ogólnie rzecz biorąc, a może raczej jego twórczością...
ten ktoś to Jan Jakub Kolski. ostatnio namiętnie wpatruję się w jego filmy. przypadkiem wpadła mi w ręce "Afonia i pszczoły" no i zaczęło się...później "Jasminum", "Historia kina w Popielawach", "Grający z talerza"...przypomniałam sobie też filmy, które kiedyś już oglądałam "Szabla od komendanta","Pornografia" i  kultowy "Jańcio wodnik"... poszukuję namiętnie następnych filmów i książek ;)
i ciągle mi mało...tych magicznych kadrów, baśniowego stylu, przecudnych pejzaży, klimatu wsi, małych cudów. zauroczyło mnie takie niesamowite, a zarazem naturalne połączenie rzeczywistości z czarami, magią, religią  i pogańskimi podaniami. zafascynowało przedstawienie zwyczajnego świata, ale jak tak bardzo dalekiego od szarej rzeczywistości, malowanego na ekranie  jak pędzlem malarza impresjonisty.  no i te ujęcia, ech...strasznie wyostrzają wzrok, pobudzają wyobraźnię, po filmie mam ochotę lecieć w pole z aparatem, szukać tego szczególnego światła, takich cudnych kadrów i zapachów: mokrej trawy, sianokosów, powietrza po burzy... mając przed oczami ruchomy obraz na ekranie, odnoszę wrażenie, że przeglądam jakiś niesamowity album fotograficzny, mistrzostwo świata po prostu! choć ogólnie świat w twórczości Kolskiego jest nieco mroczny, pełen dziwnych, czy też ułomnych postaci i jak  sam autor mówi "nasyciłem ekran smutkiem, zużyłem cały osobisty zapas mroku", to mimo wszystko odnajduję w nim pełno optymizmu, miłości, otuchy, zmysłowości...i "ten szczególny refleks, który trafia widza prosto w serce i każe się zanieść do domu"o którym mówi Kolski....


niedziela, 21 marca 2010

wiosna
  • wieje cieplejszy wiatr :)
  • są już pączki na drzewach
  • pada kapuśniak
  • nie ma już prawie śniegu
  • słychać krzyki żurawi
  • ptaki świergolą jak głupie
  • w gniazdkach jajeczka ( w orlim pojawiło się dziś jedno) :)
  • przestałam nosić futrzaną czapkę i rękawiczki
  • chyba zamienię zimowe buty na kalosze 
  • niestety potwory kleszcze już atakują
  • mam pierwszego krokusa w ogródku- żółtego! ;) 
  • w okolicy są już malutkie kotki, bazie na drzewach 
  • mój wawrzynek wilcze łyko ma piękne pączki, chyba zakwitnie :)
  • jest pierwszy bocian! :)

sobota, 20 marca 2010

ostatnio jakoś nie wychodzi mi pisanie notek, chęci brak albo weny czy też czasu. zdjęcia robię  głownie w domu, na podwórku nudna przejściówka zimowo-wiosenna, ani koloru ani nawet odrobiny słonka ostatnio nie ma. dni też jakoś tak mijają bardzo spokojnie, nie dzieje się właściwie nic nadzwyczajnego. chyba przez tą aurę zapanował taki chwilowy marazm. błoto wszędzie, chlapa wszędzie...co to będzie!?
dobrze, że przed kilkoma dniami odwiedzili nas znajomi, zawsze to jakaś odmiana i weselej troszkę się zrobiło. na początku tygodnia  musieliśmy odbębnić krótki wyjazd do Białegostoku. smutny to był czas jakiś taki, pożegnałam swojego kochanego Ptaka, kanarka staruszka, ech. w moim pokoju zrobiło się cicho i pusto.  chociaż chciało mi się posiedzieć spokojnie w domu, to nie za bardzo dawałam radę się odprężyć. ciągle mi się na wspominki zbierało i smuteczki jakieś. no ale takie życie...trzeba przetrawić...
wczoraj złożyłam kolejny, trzeci już wniosek o dofinansowanie, w Białymstoku, zobaczymy jak wypadnę, tym razem podbijam stolicę województwa ;) za pierwszym razem zabrakło dwóch punktów, za drugim lista rezerwowa i dwie dziesiąte punktu za mało. żadnych wniosków z kart oceny merytorycznej niestety wyciągnąć nie miałam jak, państwo oceniający nie zgodzili się ze sobą w ani jednym punkcie, masakra...widać nie ma na ocenę żadnego klucza, ani metody...jest to po prostu subiektywna ocena jednostki "unijnego sprawdzacza wniosków". czysta anarchia. nie wiem czy to dobre słowo...raczej absurd, a do tego loteria losowa...no nic, ale jak się chce kaskę trzeba po nią sięgać, sama nie przytupta i nie zapuka do drzwi, dlatego próbuję, póki co dzielnie i bez załamywania rączek...ale wewnętrzne poczucie niesprawiedliwości i cierpliwość, mają swoją granice...
ostatnio jestem fanką kamerek online podglądających dzikie zwierzęta, moja ulubiona to ta zainstalowana przy gnieździe orłów, po prostu niesamowite wrażenie robią na mnie te ptaki! , ale prześmieszne akcje można tez zobaczyć na ujęciach z łowiska, gdzie rozrzucana jest karma, gdzie stołują się dziki, sarny, jelenie (np.codziennie ok godziny 16, pan leśniczy zakarmia i zasiada na wiaderku, które wcześniej sobie ścieli słomą i przez dobrą godzinę siedzi nieruchomo, a wokół biega bez składu i ładu, jak po arenie cyrkowej momentami nawet setka dzików :) człowiek się może wciągnąć, jak w "dobry" brazylijski serial, nie ważne jak długo nie oglądasz, ale włączasz i wiesz wszystko! 
akcje z dzikami mogę śledzić też na żywo. w okolicy pan przewrócił słup energetyczny, jadąc za szybko traktorem ;) więc stary słup usunięto, a wkopano nowy, rozgrzebując zamarzniętą ziemię. już wieczorem wieści o nowej stołówce rozeszły się po okolicznym lesie, a dzicz kudłata przegrzebuje namiętnie co dzień od nowa każdy centymetr ziemi wokół nowego słupa, powiększając średnicę zrycia średnio o kilka metrów...oczywiście zwierzęta są tak zajęte penetracją gruntu, że nie zwracają prawie w ogóle uwagi na otoczenie, więc spokojnie można się im przyglądać :)

piątek, 19 marca 2010

w świątecznym nastroju...








niedziela, 14 marca 2010

moja 
domowa 


wiosna
 

środa, 10 marca 2010

marzec płata figle, wiosna była już prawie, a tu zima znowu nastała...za oknem biało, pięknie oszronione drzewa, i cała masa słonka na pocieszenie :)
ostatnie dni minęły pod znakiem badań lekarskich, wyników krwi i takich tam...dziś odebrałam testy na boreliozę- negatywne! cieszę się bardzo. prawie wszyscy najbliżsi znajomi chorują i już miałam wizję miesięcznej kuracji antybiotykami ( z nie wiadomo jakim skutkiem).  a trochę tych kleszczy w zeszłym roku, w okresie wiosenno-letnio-jesiennym niestety złapałam. ominęło mnie to wątpliwe szczęście zarażenia się ,uff. ale sezon kleszczowy znowu przed nami... za chwilę, zachęcone promykami słonka, wyjdą te małe potwory i będą zatruwać nam życie, zakłócać wiosenne spacery, siać popłoch po powrocie z podwórka...nie cierpię tego, ech. jutro czekają mnie kolejne testy, mam słaby jeden wynik krwi, który świadczy być może właśnie o alergii, cholera, jeszcze tego nie było w repertuarze! być może stąd biorą się te moje wiecznie chore zatoki...? no nic, pożyjemy, zobaczymy...najważniejsze, że wyniki tarczycy dobre i ogólnie też wszystko w miarę oki, mam okresowe badania z głowy na jakiś czas :) 
święta zbliżają się wielkimi krokami, czas leci jak szalony, a pamiętam jakbym wczoraj robiła stroiki na poprzednią Wielkanoc, szok...niedługo muszę przysiąść i powymyślać jakieś ozdóbki śmieszne, może na te święta uda mi się wyrobić z pocztówkami trochę wcześniej. palmę zakupiliśmy na kaziukach, więc choć to już z głowy ;)
tymczasem biegnę przycinać drzewka, bo to już ostatni moment!
 

środa, 3 marca 2010

za oknem od rana słonko...
jest ciepło, choć wieje nieprzyjemny wiatr
ogólnie pogoda w kratkę...
raz z chmurki sypnie śnieg, raz deszczyk pokropi
no ale jak to mówią "w marcu jak w garncu"

zmajstrowałam dziś fajny obiadek
szybkie wiosenne conieco
taki właśnie marcowy miszmasz kuchenny :)
wyszło pychotkowato! 

Placuszki z cukinii
z sałatą z cykorii i grillowanej papryki
polane sosem serowo-czosnkowym
  
  

na placki:
(10 placuszków-2 osoby)
starkowana jedna młoda cukinia (25cm) 
dwa jajka
4 łyżki mąki
natka pietruszki
sól, pieprz
na sałatkę: 
dwie cykorie pocięte w paski
jedna czerwona papryka, grillowane paski
na sos:
150g fety
2-3 łyżki jogurtu naturalnego
2 ząbki czosnku
(wszystko razem zmiksować)

poniedziałek, 1 marca 2010

"Zaledwo zimy minęła pogróżka,
W łagodnym, miękkim i tkliwym powiewie
W sad nagi wchodzi wiosna, nowicjuszka
Skromna, co jeszcze o swych czarach, nie wie..."


przedwiośnie 
uroki wsi, okolicy w jakiej mieszkam, doceniam zawsze najbardziej po powrocie z miasta. po kilku dniach w betonowym, zurbanizowanym krajobrazie, nie przeraża mnie już nawet błoto po kolana, a byle kałuża wydaje się być jakimś zaczarowanym zwierciadłem, w którym można ujrzeć ten niesamowity błękit wiosennego nieba. kiedy wyjeżdżałam, we czwartek, wokół było zupełnie biało, dookoła piętrzyły się zaspy śnieżne.  przez te kilka dni nieobecności okolica zupełnie się zmieniła, wreszcie coś się ruszyło, ożywiło w przyrodzie... czerń i biel przeobraziła się w beżowo-brązowy melanż poprzetykany gdzieniegdzie błękitem nieba oraz odcieniami zieleni zeszłorocznej trawy.  jest przyjemnie ciepło, człowiek ma chęć zrzucić z siebie zimowe ubrania, poczuć na skórze te pierwsze wiosenne promienie słońca, oddychać głęboko, wciągać zapach rozmarzającej ziemi...