piątek, 30 lipca 2010

lipcowe letnie dni mijają jak szalone. ani się obejrzę, a będzie za chwilę kolorowa jesień. po upalnych tygodniach, przyszedł czas lekkiego ochłodzenia. burza za burzą, wiatr wieje-fronty walczą ze sobą gdzieś w chmurach, słonko raz jest raz chowa się za niesamowite granatowe obłoki. odpuściłam sobie kąpiele w jeziorze, choć nie jest wcale aż tak chłodno, mimo ciepłej wody, boję się jakiegoś przeziębienia. brzuszek rośnie z dnia na dzień, mały bobik cały czas daje o sobie znać. kręci się i wierci, raz po raz dając mi jakiegoś szturchańca. zaczął się szósty miesiąc ciąży. jak ten czas szybko leci...małe istotki, dzieciątka koleżanek pojawiają się na świecie jedno po drugim. ja na swojego malucha muszę jeszcze troszkę poczekać. powoli daję się ponieść fali baby boomowych zakupów, dostaję oczopląsu oglądając kolorowe gadżety dla dzieci. skaczę ze strony na stronę, a to w poszukiwaniu wózka, łóżeczka, pościeli, a innym razem przewijaków, wanienek, pieluch. wszystko wydaje się być bardzo potrzebne, choć właściwie powody posiadania tego czy owego, w takim czy innym wydaniu są dla mnie póki co totalną abstrakcją ;)  głowę zaprząta już tylko coraz więcej rzeczy związanych z dzieckiem. na szczęście projekt wiszący tyle czasu nad głową dotarł do końca, z bieżących spraw do napisania został jeszcze biznesplan, muszę też naskrobać jakiś szkic/projekt  wiejskiej drewnianej chałupki rodzicom. w ogródku zaczął się czas zbiorów kolorowej fasolki szparagowej, marchewki, ogórków, kabaczków, cukinii i patisonów. jest tego tyle, że nie nadążam z wymyślaniem pomysłów na potrawy. z pieca zaczyna właśnie pachnieć zapiekana z czosnkiem i pomidorami cukinia. dziś na obiad "szybko i lekko"- pakujemy manatki i wyjeżdżamy na wolny weekend bartka. chłop dostaje już powoli świra siedząc od ponad miesiąca w pracy. przekłada się to niestety na dość nerwową atmosferę, na którą ja nie mam bynajmniej w tym czasie ani siły ani ochoty. ech, takie życie. nie zawsze jest pierwszy maja ;) mimo wszystko ostatnie dni upłynęły dość przyjemnie, było dużo spotkań w gronie przyjaciół, tydzień pod znakiem odwiedzin znajomych. mam nadzieję, że weekend będzie równie udany, że nastroje się poprawią, że miło sobie spędzimy czas.
z nowin mój pies Licho zostanie prawdopodobnie ojcem, była u nas na randce posokowcza suczka :) trochę się tej całej akcji obawiałam, ale wyszło wszystko dobrze. pies przez kilka dni przeżywał rozstanie, było wycie i piszczenie, jednym słowem straszna żałość. teraz jest już dobrze :) czekamy na wiadomości od hodowcy, czy zaskoczyło.

poniedziałek, 19 lipca 2010

entliczek pentliczek  
morelowy knedliczek

jako że lato w pełni, na straganach w warzywniakach pojawiły się już małe pomarańczowe morele. owoce, które nieodłącznie kojarzą mi się z wakacyjnym czasem, z corocznym (przez całe dzieciństwo aż do teraz) wyjazdem z rodzicami, znajomymi nad jezioro. był to zawsze czas beztroskich dni, szaleństw, totalnego oderwania od rzeczywistości, wyciszenia i odpoczynku, ale również czas zajadania się świeżymi owocami i warzywami. na polu przygotowywaliśmy normalne, domowe posiłki, nie było nigdy zupek w proszku, czy gotowych dań ze słoików (choć i takie jedzenie w niektórych sytuacjach na pewno się sprawdza i nie mam nic przeciwko). każdy pichcił coś tam u siebie pod przedsionkiem, ale kilka razy na takim wyjeździe następowało zjednoczenie sił obozowych i wspólnymi siłami robiliśmy np. placki ziemniaczane, kartacze albo kojarzące mi się właśnie najbardziej z wakacjami- knedle z pysznymi małymi morelami. przepis do menu jeziorowego wniosła mojej mamy przyjaciółka ze studiów, Austriaczka. w oryginale Marillenknodel,  coś pysznego... od pierwszego spróbowania tych knedli, nie wyobrażam sobie lata bez tych słodkich, radośnie pomarańczowych, idealnie okrągłych kulek :) obiecałam sobie przynajmniej raz w sezonie pokusić się o ich zrobienie i właśnie przyszła mi na nie ochota i oto i one, moje knedle z morelami:

Knedle z morelami (oryginalny przepis na Marillenknodel)
Składniki:
  230 g twarogu zmielonego, 1 jajo, 1 łyżka cukru, szczypta soli, 1 ½ szkl. przesianej mąki, 1 łyżka stopionego masła, 12 całych moreli.
Na polanie: 2 łyżki masła, ¾ szkl. bułki tartej, 1 łyżka cukru, ¼ łyżeczki cynamonu

Wykonanie:
Z sera odcedzić płyn, dodać jajko i ubijać mikserem. Dodać cukier i sól i ciągle ubijając stopniowo dosypywać mąkę. Gdy ciasto zacznie nabierać kształtu, dolać stopione masło i lekko zamieszać, aby wszystkie składniki się połączyły. Zagnieść kulę i wstawić do lodówki na kilka godzin, najlepiej na noc. Morele wypestkować, do środka można nasypać trochę cukru z cynamonem, jeśli owoce nie są w pełni dojrzałe. Na posypanej mąką tortownicy rozwałkowywać ciasto na cienkie płaty i wycinać koła o średnicy 10 cm. Na środku każdego układać morelę i dokładnie oblepiać ciastem. Na końcu obtoczyć w mące. Gotować we wrzątku 10-15 minut, odcedzić. Podawać polane stopionym masłem z podsmażoną w nim bułką, posypane cukrem. 


ja przepis na knedle lekko zmodyfikowałam, dodaję pół na pół ser biały i ziemniaki wcześniej już ugotowane. mieszam wszystko ręcznie, nie używam miksera. nie wkładam ciasta do lodówki na całą noc, wystarczy najwyżej godzina ( jeśli ktoś da radę wytrzymać, ja nie mogę się już doczekać smaku knedli). ciasto jest dość klejące, nie należy się tym przerażać. wystarczy trochę mąki w zanadrzu i  przy lepieniu kolejnych kulek trzeba posypywać sobie obficie nią ręce. ciasta nie wałkuję- odrywam kawałki i w dłoni kształtuję placuszki. do środka wypestkowanej moreli dodaję sam cukier trzcinowy, cynamon według mnie jest zbędny. knedli robię jak zwykle dużo za dużo, trzeba więc je puścić między ludzi, bo żal zostawiać. oglądać miny uśmiechniętych od ucha do ucha, ciamkających znajomych- bezcenne...knedle są fenomenalne! :)


przeczytałam sobie właśnie fajny artykuł o morelach i tak:
miąższ moreli jest za to bogatym źródłem witaminy C i K, żelaza, tiaminy oraz ulubionego przez skórę beta karotenu. Sam William Szekspir w „Śnie Nocy Letniej” zachwala moc pomarańczowych owoców, jako silnego afrodyzjaku.  morele wskazane są dla osób skarżących się na kłopoty ze wzrokiem, zmęczenie, w okresie rekonwalescencji oraz przy niedoborach żelaza. Jedna szklanka soku pokrywa dzienne zapotrzebowanie organizmu na witaminę C.  morele od tysięcy lat wykorzystywane były do leczenia astmy, zaparć, kaszlu, a nawet infekcji kobiecych. znane są również zapisy o skuteczności oleju morelowego w walce z wrzodami żołądka oraz guzami nowotworowymi (chodzi tu przy tym nie o sam owoc, ale też wyciąg z jego gorzkiej pestki)

piątek, 16 lipca 2010

upalnie i duszno...
temperatury powyżej 30 stopni...
marzę o jakiejś ochłodzie...
o dniu spędzonym pod palmą, przy morskiej bryzie
kolorowych drinkach z lodem i parasolkami 
o zajadaniu cytrusów prosto z drzew
pływaniu z delfinami, albo nurkowaniu na rafie koralowej
stąpaniu po zimnych płytach piaskowca i prysznicu w ruinach starożytnej łaźni
                                         

ech, marzy mi się... wiele rzeczy, ale zadowolę się w zupełności
kąpielą w błękitnej wodzie jeziora wigry
orzeźwiającą zieloną herbatą z miętą i cytryną
pysznym dojrzałym arbuzem
szturchnięciem zimnego nosa mojego psa 
moczeniem nóg w czarnej hańczy
a może nadciągnie letnia burza i powietrze zrobi się chłodniejsze, pachnące deszczem, mokrym piaskiem...
a może ...

poniedziałek, 12 lipca 2010

prawie samo zdrowie na talerzu
obiecałam sobie korzystać jak najwięcej z tego co w tym roku obrodziło w ogródku :)
w tamtym roku niestety wszystkiego nie zjedliśmy, sporo warzywek wylądowało w brzuchach zwierząt gospodarskich, co by nie pisać, że się zmarnowały... 
szaleję więc w kuchni sałatowo, wymyślam zielone wariacje. i chyba nawet nieźle mi idzie, bo chłop uśmiechnięty, wylizuje talerze do czysta, czeka na następną wersję i nie podjada po godzinie czegoś z lodówki. a ja mam cały czas chęć na robienie kolejnych i nie śnią mi się jeszcze w nocy zielone potwory ;) poza tym mam dodatkowo dla kogo dostarczać tych wszystkich witaminek, bobik w brzuchu chyba też jest zadowolony, bo w ostatnim czasie bardzo mocno daje o sobie znać.  wczoraj na obiadek była wersja z malinówkami, ogórkami, serem szopskim, czerwoną cebulą, dziś bardziej kalorycznie, ale też bardziej różnorodnie- mix sałat, liści szpinaku, roszponki, rukoli, a do tego słodki zielony groszek (łuskany i cały), młoda marchewka, chipsy z boczku i grzanki ( pieczone na tłuszczyku ze skwarek) w sosie z majonezu, jogurtu, soku z cytryny i odrobiny musztardy. pychota! 



  

poniedziałek, 5 lipca 2010

kto rano wstaje...
...ten może podziwiać taki piękny poranek 
...temu mgła osiada na rzęsach
...przemaka od porannej rosy
...znajdzie ukojenie w budzącej się do życia przyrodzie
...ten widzi jak rozchylają się pąki kwiatów
...temu dusza wzlatuje z zachwytu razem z podnoszącą się mgłą