sobota, 16 kwietnia 2011

kwiecień plecień, co przeplata....
trochę deszczu, trochę słońca. generalnie ostatnimi czasy pogoda w kratkę, a to siąpi, a jak już wyjdzie to upragnione słonko zza chmury, to tak wieje, że głowę urywa. z małą Tośką ciężko w taką pogodę ruszać w świat, także cieszące umysł i ciało spacery zostały zawieszone w tamtym tygodniu do odwołania ;( natomiast ten tydzień przyniósł kilka cudnych dni, chusta poszła w ruch...a okolica zmieniła się z dnia na dzień, po tych ostatnich opadach zazieleniło się, drzewa puściły pąki. spóźniłam się niestety z baziami, z włochatych kotków zdążyły przeobrazić się już w następne wcielenie. czas leci, święta tuż tuż. poustawiałam w domu gdzieniegdzie wielkanocne akcenty, w wazonach gałęzie lipy w pąkach, ze ściętych gałązek oliwnych udało mi się upleść mały wianek i na tym na razie koniec...choć planów jest/było jak zwykle wiele, gorzej z czasem i wykonaniem. wybieram się za dni kilka do białegostoku, do domku żeby troszkę podziałać kulinarnie, święta w tym roku u nas, więc trzeba będzie powymyślać jakieś dobrotki...a mama jak zwykle zapracowana, do ostatniej chwili na zajęciach, pomoc zapewne się przyda, nawet taka drobna, bo wiadomo jak to z małym szkrabem, za dużo czasu się nie wyciśnie z 24h.
a Tonia skończyła wczoraj cztery miesiące...i waży już prawie 6 kg :) dużo się śmieje ostatnio, mniej płacze, mniej też śpi w ciągu dnia. ciągle trzeba ją czymś zajmować, bo toto przecież nie uleży chwili w bezruchu. przekręca się sama z brzucha na plecy, a leżąc na łóżku i kopiąc z całych sił nogami, przemieszcza się jakoś do przodu, przyłapałam ją ostatnio /na szczęście!/ jak połowa jej ciałka wisiała już poza materacem...brrr, wolę nie myśleć co by było gdyby... już chyba skończyły się czasy kolek, ale wielkimi krokami nadchodzą: ząbkowanie, raczkowanie i inne tego typu, ech i bubę trzeba mieć jak nie śpi stale na oku. no ale takie to uroki małych dzieci ;)
przez okno wpadają ciepłe promyki słonka, słychać wesoły śpiew skowronków, szpaczki przeczesują ogródek w poszukiwaniu robaczków...zbieram się więc też ja i zabieram całą swoja kamandę na podwórko, trzeba troszkę się nacieszyć taką ładna sobotą....

piątek, 1 kwietnia 2011

oj długo mnie tutaj nie było....
nie żeby moja córcia aż tak się dawała we znaki, ale muszę przyznać, że czasu na tego rodzaju różne pierdoły brakuje...a wszelkie wolne chwile wykorzystywane są na doczesne potrzeby, tj. gotowanie, pranie i ewentualne dosypianie :) poza tym jak już człowiek sobie odpuści na jakiś czas pisanie, to trzeba się jakoś na nowo w to wciągnąć. leń jakiś we mnie chyba wstąpił :) no ale jakby nie było znowu coś piszę...piszę, bo wiosnę mam w głowie i za oknem też. w końcu po tej długiej zimie nastały cieplejsze dni. muszę przyznać, że ze zniecierpliwieniem czekałam na pierwsze oznaki wiosny. no i pojawiły się :) najpierw klucze kormoranów na niebie, potem z daleka, znad łąk Czarnej Hańczy słyszany żurawi klangor, wraz z pierwszym ciepłym dniem śpiew skowronków, za oknem wesołe główki krokusów, ale jest już też pierwszy bocian :) cudnie, aż chce się żyć...
fajnie się to wszystko złożyło, nowa pora roku i Tonia też taka odmieniona po 3 miesiącu. za oknem śpiewy ptaków i słonko, a w domu rozgadana i uśmiechnięta córcia :) tak jak niesamowite jest obserwowanie budzącej się do życia po zimowym letargu przyrody, tak chyba teraz jeszcze bardziej cieszy mnie patrzenie na rozwijające się własne dziecko. z dnia na dzień  zauważam jakieś nowe zachowania mojego małego Tosiaka, a to złożenie rączek razem, pierwsze głośne śmianie się, chwytanie zabawek, zabawa własnymi stópkami, niesamowicie "mądre guganie"- takie już całozdaniowe  :) z bezbronnego małego berbecia, zrobił się już reagujący na otoczenie człowieczek. niesamowite to wszystko jest ;) na początku marca minął  rok od kiedy Tonia stała się maciupkim jak ziarenko maku istnieniem. pamiętam jak co tydzień oglądałam w książce kolejne obrazki dzielącej się komórki i myślałam kiedy "to" w końcu pojawi się na świecie. już ponad 365 dni za nami...jak ten czas leci, a Antonia wkrótce skończy 4 miesiące odkąd pojawiła się "namacalnie" na świecie ;)
w tym roku więc cieszy mnie ta wiosna bardziej niż kiedykolwiek przedtem! cudnie jest zapakować Tośkę w chustę, przytulic ją mocno do serduszka, zabrać Lichota i tak razem sobie spacerować po wigierskich polach i lasach. oddychać rześkim marcowo/ kwietniowym powietrzem, łapać promyki słońca, czuć jakiś taki wewnętrzny spokój i spełnienie, radować się kolejnym wspólnym jeszcze piękniejszym dniem wiosny...