sobota, 19 grudnia 2009


no i jest już w domku choinka, od razu zrobiło się jakoś tak miło, świątecznie. dziś odchorowuję 3 dniowe łażenie po lesie przy -17 stopniowym mroziku, nie wydawało mi się żebym przemarzła, ale widocznie przedobrzyłam troszkę. wyjazd do domku odłożony na jutro, i dobrze właściwie się stało, mam czas na drobne sprawy, które chciałam tak właściwie już olać. przysiadłam też do kartek świątecznych, teraz tylko jeszcze zaadresujemy wspólnie koperty i niech idą w świat...


czwartek, 17 grudnia 2009


-17 na termometrze, ale w serduchu ciepełko...
od dziś trzymam kciuki za powodzenie pewnej sprawy, o której pisać nie będę. wszystko wyjaśni się, mam nadzieję pozytywnie, na pewno pozytywnie! po świętach. Czekam na zmiany...I oby Nowy Rok okazał się łaskawy, dla nas wszystkich, żeby świat odkręcił się o 180 stopni, żeby było z czego się radować! to takie moje przedświąteczne, noworoczne właściwie już też, życzenia...
...a w domu znów nie ma Zielonej Pani, dzisiejsze poszukiwania chojny nie powiodły się, na jutro wyznaczam sobie ostateczną rozgrywkę...w desperacji robię kolejne świateczne ozdoby, krzątam się po kuchni, czas leci, 6 dni do Świąt... - 20 na podwórku, a ja ściskam mocno kciuki i wcale nie marznę! :)

środa, 16 grudnia 2009



u hu ha, u hu ha....
idzie zima bardzo zła...

a my się zimy nie boimy, dzielnie z Lichotem przemierzamy mikołajewskie łąki i lasanki, dziś nakryliśmy nawet złodziei chojny! a propos...to ja jeszcze swojego drzewka świątecznego nie znalazłam, łażę i łażę ale nic ciekawego nie wypatrzyłam. jutro zahaczę może o wysoki most i głęboki bród, może tam cościk będzie odpowiedniego. coraz większy mrozik na podwórku, nawet troszkę śniegu dosypało, został tydzień do świąt...
a zaraz jedziemy do Malczewskich, piec białą kiełbaskę w piecu, z cebulą oczywiście i grubo zmielonym piercem, do tego ogórki kiszone i kapusta...ach, chodziła ta kiełbaska za nami od zeszłego tygodnia...Bartek na tą okoliczność, zakupił dziś 1,5 kg świeżutkich pętek prosto z masarni. mniam, pychoty się szykują!
tymczasem kończę wyplatać swoje stroiki, jeszcze mam zamiar pocztówki zrobić, ale to już na koniec, ech zawsze na to czasu braknie...odliczam dzionki do świąt, a w sobotę jadę już do domu. i zaczną się prawdziwe przygotowania: pieczenie makowców, pierniczki, postna kapusta z grzybami i śliwkami, mięska różne, pasztety, ubieranie chojny no i ostatnie zakupy prezentowe.

niedziela, 13 grudnia 2009

Dzień Świętej Łucji

w ten dzień w Szwecji obchodzone jest święto światła, pochód Świętej Łucji wędruje od domu do domu, z najpiękniejszą dziewczyną w przebraniu świętej, ze świeczkami na głowie. tego dnia pije się glogg, czyli czerwone grzane wino z przyprawami i wcina się bułeczki z rodzynkami i szafranem.
My dziś świętowaliśmy ten dzień po swojemu, zapaliliśmy ogienek w lesie, wcinaliśmy wczorajsze bułeczki lussekatter, popijając grzańcem...no oczywiście była też standardowo kiełbaska, słoninka, cebula, czosnek, przecier pomidorowy i musztarda...bez tego się nie da! dzionek minął bardzo fajnie, spokojnie, bez większych napięć ;) nikomu nigdzie się nie spieszyło, nic nie wisiało nad głową...
lubię te nasze ogniska bardzo, zwłaszcza jak się spotykamy przy nich ze znajomymi, wspominamy wygłupy z dawnych czasów. i chociaż człowiek jest tu i teraz, to jakby czas zatrzymał się w miejscu, dalej się jest studenciakiem, dwudziestolatkiem, który nie zaprząta sobie głowy problemami życia codziennego, rodziną, kasą... błogie uczucie beztroski :) a do tego piękne okoliczności przyrody, mrozik lekko szczypie w nos, drewka trzaskają w ogniu, a płomienie ogrzewają zmarznięte ciałko...po prostu fajowsko!

sobota, 12 grudnia 2009

ech, pięknie jest, pięknie....
grudzień nastał, adwentu czas, czas refleksji i oczekiwania

i niech sobie spokojnie płyną dni do 24, w kuchni w końcu zaczyna pachnieć, ozdoby choinkowe, stoiki powoli zapełniają dom, tylko jeszcze chojny brakuje, ja już chciałam po nią jechać, ale chłop się zaczął śmiać, że jeszcze prawie dwa tygodnie do świąt, żebym przestała cudować :( no to zaczekam jeszcze te kilka dni, co by nie złościć drażliwego człowieka...

początek grudnia przyniósł wyczekane zmiany, czarne serie nieszczęść poszły w niepamięć, kręgosłup przestał boleć, projekt unijny jakoś się napisał, z wielkim trudem, ale zrobiony, gotowy, oddany...uff, teraz pozostało tylko zaczekać na wyniki konkursu, jestem dobrej myśli, może zacznie się jakiś nowy etap w życiu, może uda się coś swojego zacząć robić, może....



od ranka krzątam się po kuchni, bułeczki adwentowe a la Lussekatter Pauliny już gotowe, pięknie pachnie przyprawkami i ciachem drożdżowym w całym domu, dzik też już się maceruje w zalewie, rosół wesoło pyrka na ogienku...jest dobrze

w tamtym tygodniu dwa miłe spotkania się zdarzyły, miłe wieczory spędzone u przyjaciół, u Pauliny i Karola, oraz u Malczewskich. a teraz czekam na naszych gości, na Monikę i Jarka, mają się u nas pojawić na weekend, z kołdunami z baraniny, do tego mojego rosołu...
pies wykąpany, posłanka wyprane, tylko siebie muszę ogarnąć, bo jeszcze jestem w powijakach ;)
i tak to mija sobota...