poniedziałek, 20 września 2010

albo to jesień, albo te trzydzieste urodziny tak dziś wpływają na mój nastrój. jakoś nic się nie klei, nic się nie chce, brak weny, ogólny marazm zakradł się dzisiejszego ranka i tak trwa przez ten cały wrześniowy poniedziałek. a za oknem czerwienieje powoli wino, owoce dzikiej róży, liście przybierają złote barwy, żurawie szykują się do odlotu. wszystko jest jakieś taki ciche i spokojne, tylko wiatr od czasu do czasu zawyje w kominie. miałabym chęć dziś zasnąć pod starym drzewem w hamaku, albo rozpalić ognisko i upiec ziemniaki. nostalgicznie mi dziś i chyba nic już tego nie zmieni. bezczynność mnie dobija, chyba wezmę się za jakieś przetwory, choć miałam dać sobie spokój. mam pod ręka pigwę, jabłka, owoce dzikiej róży, czarny bez...może coś z tego dobrego wyniknie. tylko skąd wziąć dziś siłę na jakiś ruch, jak w rączkach i nóżkach nie ma mocy. a może to raczej w głowie brak chęci, ech...a może to tylko jesień. tymczasem czekam z utęsknieniem na ciepły wrześniowy dzień, na jeszcze trochę słońca i babie lato....na poprawę nastroju!

1 komentarz:

  1. Straszyć nie będę, ale najpierw jest marazm a potem jest grypa!
    Siedź na pupie spokojnie popijając herbatę i nie cuduj za mocno!

    OdpowiedzUsuń