wtorek, 30 czerwca 2009

no i przyszło w końcu lato...ciepełko, słonko przygrzewa
nastroje też chyba w związku z tym lepsze :)
działać się człowiekowi chce, nowe pomysły kiełkują w głowie...




świat tez jakby wypiękniał, dookoła soczysta, bujna zieleń, kolorowe, kwietne łąki
zabrałam ze spaceru do domku troszkę tych cudowności...
rumianki i chabry do wazonów, a jagody i poziomki do pierogów! pysznie :)


środa, 24 czerwca 2009

pierwszy dzień lata
słonka brak, pada deszczyk pada kroplami...
dobra pogoda na smuteczki...psie smuteczki...od dziś nie ma już Czekolady, biega po bezkresnych łąkach, dołączył do sfory świętego Huberta...bardzo to przykre...łezki, kap, kap...
głaszczę nerwowo psa, wtulam się w ciepłą sierść, tak jakbym chciała sprawdzić czy Licho jest tu ze mną, cały i zdrowy...mokry, zimny nos na otrzeźwienie!
czekam na promyki słonka, może jutro przyniesie coś lepszego...

wtorek, 23 czerwca 2009

Bim bam, zegar z Zaklikowskiego, babcinego domu, tyka cicho nad moją głową. Spałam dziś w nocy spokojnie, jak zawsze w domu, w swoim małym zagraconym pokoiku, we własnym łóżku. W nogach pies, wyjątkowo, bo w moim nowym domu śpi na swoim posłanku w wikliniaku. Patrzę sobie na te wszystkie, latami gromadzone rupiecie. Każdy przedmiot ma swoją historię, jak nie rodzinną, to taką związaną z jego znalezieniem w jakimś zakamarku na ziemi, czy zakupem na pchlim targu...


...stare metalowe łóżko (na którym tak dobrze mi się śpi i śni), które odkopywaliśmy razem z tatą, pewnej bardzo śnieżnej zimy, spod sterty desek, w małej wioseczce nad Czarną Hańczą...


...wielki klucz znaleziony na zapiecku, w opuszczonej podlaskiej chałupie...
...zdobyczna biblioteczka, które stała w kącie w jakimś magazynie,do spalenia, która okazała się być pięknym, secesyjnym mebelkiem, okleinowanym egzotycznym drewnem...

...odnowiona przez Bartka, stara wisząca witrynka- gwiazdkowy prezent obwiązany wielką zieloną wstążką, pamiętam jaka wydawała się mała, zanim zawisła na ścianie w moim pokoiku, gdzie wygląda dość pokaźnie...
...w niej kolekcja szkła, butelki, buteleczki, stary przedwojenny syfon, słoiczki, pojemniczki, wszystkie zielone! dziadek Józio, zawsze jak się widzieliśmy, miał jakąś nową do mojego zbioru...


...oczywiście, nogi od maszyny do szycia, co prawda nie tej, którą zawsze pragnęłam mieć, nie od babcinej, ale są...

...stare zdjęcia, ryciny, trochę końskiego potu na homoncie, janczary z pchlego targu i cała masa innych rzeczy, innych historii....
Wszystko to mieści się jakoś w moim dziecinnym pokoju, w rodzinnym domku. Mija właśnie trzeci rok, od kiedy się wyprowadziłam. Niczego ze sobą nie zabrałam i choć długi czas tęskniłam za tym moim bajzelkiem, teraz nie żałuję. Kiedy od czasu do czasu jestem tu, wszystko jest na miejscu, czuję się tak, jakby zupełnie nic w moim życiu się nie zmieniło. Jakby zatrzymał s czas, fajne uczucie...
Poza tym, mogłam przez to od zera urządzać swój nowy domek, zbierać kolejne przedmioty, a z nimi nowe historie. Uwijanie nowego, przytulnego gniazdka, to chyba po trosze spałniające się marzenie o sielskim anielskim domu z wiersza babci. I choć to jeszcze nie własne cztery ściany, ale na wsi... i pod oknem rośnie już hortensja, kwitną piwonie, słychać rżenie koni,są bociany i czaple, w domu bielone ściany, stare sztychy, kraciasty fotel-uszak, zegar bim bam....jest przytulnie, po mojemu, no i muszę sie przyznać- dobrze mi tu!











czwartek, 18 czerwca 2009

Wiele lat temu, jako mała dziewczynka, odkryłam pośród zakurzonych książek-u dziadka, w starym pokoju taty-pamiętnik mojej babci, której nie dane mi było niestety poznać. A w nim, pośród dat, zapisków babci Modzi, myśli skrytych przelanych na papier, piórem pięknie wykaligrafowanych na pożółkłych kartkach, ten właśnie wierszyk. Rym o sielskim dzieciństwie w anielskim domku...





Bardzo mi te słowa zapadły w pamięć. Ilekroć odwiedzałam dom rodzinny babci, ten właśnie słodki domek jak z wiersza, tkliwość jakaś zawsze mnie ogarniała. Wielkie, okryte pajęczyną szafy, kufry, ciężkie drewniane łóżka, zegar bim bam, postacie ze sztychów i pożółkłych fotografii, wszystko to szeptało mi swoją historię. Od dawna niezamieszkały dom przepełniały głosy i kroki kilku pokoleń. Wtedy chyba odkryłam w sobie miłość do starych przedmiotów, do sielskich-anielskich klimatów jak z domu wiejskiego. A marzenie o kwitnącym sadzie, piwoniach i hortensjach pod oknami, dzierganych serwetkach na komodach, kapie na kanapie, drewnianych podłogach, starych sztychach na bielonych ścianach, słoiczkach z konfiturami i milionach innych większych czy mniejszych przedmiotów, które tworzyłyby genius loci babcinego domu, zaczęło kiełkować w mojej głowie...