środa, 27 października 2010

35 tydzień...
ja i moja mała dziewczynka w brzuszku





siedząc wieczorem w wannie, pomyślałam sobie, że niezłym już jestem hipopotamem :) i trzeba by było może to jakoś uwiecznić dla potomnych...na szczęście zdjęcia robiłam cyfrówką, na samowyzwalaczu, więc klisza nie pękła :) ot taka sobie zabawa wyszła z tej mojej autoportretowej sesji, a wieczór (choć samotny) zaliczam do pozytywnie spędzonych. mam tylko nadzieję, że sąsiedzi nie widzieli golasa z brzuchalem biegającego po domu, od punktu x do aparatu na statywie... swoją drogą, zadziwiające jest to, jak bardzo może się zmienić ciało kobiety, i fakt że dodatkowe kilogramy i rosnący brzuszek nawet cieszą, że mimo tego iż czasami jest ciężko, niewygodnie, coś pobolewa- myśl o małym bobiku, który niedługo się pojawi na świecie, łagodzi wszystko. kiedyś o ciąży myślałam jak o czymś niezbyt przyjemnym, że to zło konieczne-trzeba przeżyć , jeśli się chce mieć dzieci, dziś muszę powiedzieć, że myliłam się- jest to coś w sumie niesamowitego, uczucie nieporównywalne do żadnego innego- jak wewnątrz własnego ciała z dnia na dzień rozwija się inna istotka. to taki mały osobisty cud :)

3 komentarze: