piątek, 19 listopada 2010

jak ten czas leci, już druga połowa listopada. od tygodnia jestem już w białymstoku, zwarta i gotowa do porodu, trwam na posterunku. zwarta-owszem, ale czy gotowa? na to chyba nigdy nie można być w 100% przygotowanym. tysiące myśli w głowie, jak to będzie, czy dobrze będzie i wreszcie kiedy to będzie. jeszcze kilka dni temu miałam nadzieję, że posypię się w najbliższym czasie. dziś zaciskam kciuki, żeby odwlec ten moment jak najdłużej. niestety mam ostre zapalenie zatok, od tygodnia praktycznie nie wychodzę z łóżka, lecząc się wszystkimi możliwymi sposobami-bez efektu. cholera, cała ciąża minęła jak marzenie, a tu na koniec takie coś, straszenie się tym denerwuję ech. ostatnie pięć nieprzespanych nocy, przez duszący kaszel i zatkane drogi oddechowe, dało mi się we znaki. totalnie opadłam z sił, brak nastroju i chęci na cokolwiek. wegetacja... próbowałam walczyć ale niestety organizm sam się nie wybronił- od wczoraj jestem na antybiotyku. broniłam się jak mogłam przed takim lekarstwem, głównie za względu na maluszka w brzuchu. dziś wiem, że powinnam wcześniej już zaaplikować lekarstwo, nie męcząc siebie i dziecka. zwłaszcza, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa już w tym trymestrze, poza tym antybiotyk jest z grupy B- bezpiecznych dla płodu. no ale mądra baba po szkodzie- całe szczęście, że jest już troszkę lepiej. mam nadzieję, że zdążę się wykurować zupełnie do porodu, że żadna okropna bakteria nie przejdzie nie dzieciaczka. tymczasem głaszczę brzuszek, mówię, że to jeszcze nie czas, że tam w środku jest lepiej i bezpieczniej, niech się bobik nie spieszy... odpoczywam, dużo leżę, myślę pozytywnie, piję miód z cytryną, czekam na efekty działania lekarstw i odliczam kolejne dzionki...
przez to całe moje " nieszczęście" chorobowe, nie miałam się jak nacieszyć gotowymi mebelkami do dzieciowego pokoju, czystym- odmalowanym i wysprzątanym domkiem. czekam jeszcze niecierpliwie na patchworki do łóżeczka małej, dostałam właśnie maila, że mają być gotowe pod koniec tygodnia :) wszystko jakoś tak pozytywnie się układa...bartek mówi, że w domu pachnie już dzidzią i jest jakoś tak fajnie, słodko. że nie może się doczekać, ja chyba zresztą też. szkoda, że nie czekamy na maluszka u siebie.. strasznie mi się tęskni za domkiem, za widokami jeszcze zielonych pastwisk za oknem, za końskim rżeniem gdzieś w pobliżu, za sikorkami buszującymi w mojej hortensji, za sarnami na polu, za wiatrem w kominie przerywającym wieczorną ciszę... ech, teraz za oknem mam zapalające się powoli światła w oknach bloku, w domach setek obcych ludzi, parking pełen samochodów, szare osiedle spowite mgłą... ale i tak mi dobrze, siedzę opatulona w ciepły pledzik, w swoim małym pokoiku, mama przygrzewa mi rosół, głaszcze po głowie z troską pytając czy się dobrze czuję. pies smacznie śpi koło mnie, wtulając ciepły łepek w duży brzuszek, w którym buszuje właśnie mały człowiek... lichotowi się nawet nie śniło, co go niedługo czeka, jakie rewolucje zaczną się dziać w domu ;) póki co leżymy sobie beztrosko razem, nie myśląc zbyt dużo o nadchodzącej przyszłości...

5 komentarzy:

  1. Mega szybkiego powrotu do zdrowia zycze i pozdrowionka dla tego malucha, ktory sie tam juz powoli dobija by powitac swiat:) KK (ten od sody;))

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję :) jak tam zrosty u czworonoga, czy coś się polepszyło po zastosowaniu sody? w tej metodzie liczy się wytrwałość i systematyczność, a po kilku dniach nakładania roztworu/papki na skórę powinno być dużo lepiej, przynajmniej mojemu psu to bardzo pomogło..pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj o "poranku":)
    uroczy dzien sie zaczyna, po odespaniu calego tygodnia i przebudzeniu sie o barbarzynsko poznej porze (nie powiem o ktorej:)) moje nogi oraz pies:) zaprowadzily mnie do kuchni a tak ku mojemu wielkiemu zdziwieniu - patrzyl na mnie chleb na desce "bez torebki":) krotka chwila namyslu - mam - zapomnialem go schowac po nocnych przekaskach:) zatem na sniadanie mialem tosta bez tostera i koloru:) obylo sie bez wizyty u stomatologa:)

    A teraz posluchaj najlepszego co z ta soda wyszlo:)
    po pierwsze nie wiedzialem ze ten roztwor musi przypominac papke sadzilem ze lyzeczka sody w odrobinie wody wystarczy:)konsystencja hmmm przypominalo to wode po wrzuceniu pierwszej lyzki z maka, zeby "zaklepac" zupe:)
    po drugie - systematycznosc - jak narazie psiak mial dwa zabiegi z cyklu "przytrzymaj wacik tak dlugo jak zdazysz utrzymac psa" (to spanielka z lekkim adhd:)) czyli systematycznosc to u mnie wychodzi pol na pol
    po trzecie - dochodze do wniosku, ze albo moj pies przez ostatnie dni byl na jakies diecie, ze ta "gule" widac jakby bardziej, albo to ja mam juz jakies omamy wzrokowe i widze czego inni nie widza:)

    Podsumowujac, gleboko wierze w szczesliwe "ozdrowienie" miejsc zastrzykowo zmienionych:) i bede postepowal wg wskazowek:)

    No i najwazniejsze pytanie - jak sie czujesz? czy to "chorobstwo" juz sobie polazlo i dalo troche odetchnac?:)

    Milego dnia i duzo usmiechu KK

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana czyli jednak "likarstwo". Ehh, głaszczę Cię mocno na odległość i sciskam, powiem Ci, ze ja też już nogami przebieram na przyjście dziewczynki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Informuję, ze "gulka" jest mniejsza:) pozdrowienia KK

    OdpowiedzUsuń