niedziela, 7 listopada 2010

uciekają dzionek za dzionkiem... w tygodniu ot takie zwykłe krzątanie się, domowe sprawy, porządki, pranie ciuszków, kocyków, pościeli dziecięcej- za to ostatni weekend i ten- bardzo, bardzo mile spędzone. w końcu trochę czasu poza domem. w poprzedni piątek wyjazd do Białegostoku, na święta, słoneczna sobota na działce u rodziców i podziwianie efektów pracy majstrów składających chałupę starowinkę na ich słodki, letni wymarzony domek.





potem fajna niedziela- spektakl w Wierszalinie (dość spektakularny, choć nieco mroczny, zaskakujący, pokręcony.....i tu jeszcze wiele innych określeń mogłoby się pojawić) , który wzbudził  masę emocji nie tylko u  mnie, ale głownie u małego bobika w brzuchu ;) po takiej dawce kultury spotkanie, rozmowy, no i oczywiście śmiechy jak to zwykle z Pauliną i Karolem bywa, do nocy...o wszystkim i o niczym, o życiu- w miłej atmosferze ciepłego domku, jednego z nielicznych, w którym czuję się jakbym była u siebie. oczywiście z pychotkami na stole, z akcentem halolinowym - pięknie wyciętą dynią :) ... ten weekend również towarzyski, z sobotnią imprezą w stylu retro, na czarne płyty z gramofonu. były tańce i śpiewy, obżarstwo i pijaństwo a jakże :) choć ja oczywiście ze względu na swój stan najbardziej z tych wszystkich uciech doczesnych skorzystałam z jedzonka i śpiewów, a nieporadne pląsanie z dużym brzuszkiem, ku uciesze innych, tym razem sobie odpuściłam  ;) dziś natomiast udała się w końcu moja wymarzona wycieczka- odwiedziny u szczeniaczków po moim psie Lichocie. i jestem strasznie szczęśliwa, że udało mi się zobaczyć tą niesforną cudną gromadkę psich piękności. jestem mile zaskoczona "jakością" szczeniaków, wszystkie są w wyrównanym typie, mocne, zdrowe i odważne. oczywiście niepocieszona jestem tylko faktem, że żadnego malucha nie zabrałam do domu, buuuu :( no, ale teraz są inne priorytety- na pierwszym miejscu dzidzia ... to jedyne pocieszenie, że w słusznej sprawie odmawiam sobie posiadania kolejnego psiaka i tym samym skazuję się na takie cierpienia ;P ech....życie



 

2 komentarze:

  1. Cudny będą mieli ten domeczek! Aż miło popatrzeć jak rośnie.
    Kochana lejesz miód wprost na moje serce! Strasznie mi miło! A dzieciaki Lichotowe rozkoszne, no ale na pewno trudne spotkanie bo aż się chce zabrać takiego małego dziada do domu;]
    Głaski dla Bobcakowej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na blog trafilem przez porade o sodzie i jej zbawiennym dzialalniu na zrosty po zastrzykach u czworonogow:) Jestem po pierwszym zabiegu, efektów jeszcze nie zauwazylem ale nie omieszkam poinformowac jak tylko beda:) wowczas to nawet hymny pochwalne beda dla Ciebie:) no ale do rzeczy - trafilem tutaj i zostalem dluuugo:) gratuluje lekkiego piora (a moze klawiatury w tym przypadku:) wciagajaco i interesujaco tutaj jest, zatem wroce jeszcze cos oczami zjesc;) pozdrawiam KK

    OdpowiedzUsuń