piątek, 27 listopada 2009

uff...
odetchnęłam wczoraj po południu z ulgą, na szczęście koniec tej całej nerwówki. po 5 godzinach w szpitalu okazało się, że nie mam pękniętego kręgosłupa w L4/L5, tzw. złamania kompresyjnego...
a byłam już ciężko przestraszona poprzednim zdjęciem rtg które to wykazało, nie chodzi nawet o pół roku spania na desce i noszenia gorsetu ortopedycznego..raczej o to, że każdy następny upadek grozi kalectwem, czyli takie życie w strachu, bez szaleństw, bez jazdy konnej, z ciągłym bólem pleców, kończyn... masakra jednym słowem! powoli odchodzi mi stres... dostałam też dobrą wiadomość, że Gosia/mamy siostra ma się dobrze po operacji, że nie było komplikacji. mam nadzieję, że ten feralny tydzień/miesiąc szybko
się skończy, a czarna fala nieszczęść to już przeszłość, że teraz będzie tylko lepiej.
wczoraj cały dzień padało...
a dziś za oknem piękne słońce!
lepszy humor, chce się żyć :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz