środa, 22 grudnia 2010

grudniowe odliczanie
w tym roku zamiast odliczać w adwentowym kalendarzu dni do Bożego Narodzenia, zakreślałam ze zniecierpliwieniem dni po "terminie porodu". dziwny to był czas, codziennie niepokój, czy to już może dziś, czy nie, czy wszystko dobrze, czemu maleństwo ociąga się z przyjściem na świat, czy aby nic złego jej się nie dzieje. do tego wszystkiego lekki stres przed samym porodem, potem kiedy już było wiadomo, że nie ominie mnie wątpliwa przyjemność pod tytułem "patologia ciąży" stres przed pobytem w szpitalu i wszelkimi zabiegami mającymi doprowadzić do rozwiązania. szpitalne przeżycia ciężkie, ale nie będę się o nich rozpisywać, w końcu co nas nie zabije to nas wzmocni, po prostu polska rzeczywistość, znieczulica personelu, możesz sobie rodzić w jakimś kącie, w bólu, a nikt nie zwróci na to uwagi. liczy się tylko podpis na karcie przy łóżku, że temperatura zmierzona i podana tabletka. na szczęście, znalazło się w tej czarnej grotesce także miejsce na pozytywne doznania: doświadczyłam wiele pomocy od kilkorga obcych osób, które otoczyły mnie opieką, wsparły ciepłym słowem w trudnych chwilach. za to im z całego serca dziękuję. przywrócili mi wiarę w człowieka, że jednak można inaczej, bezinteresownie i po ludzku kogoś potraktować.
wszystkie te przeżycia, mniej lub bardziej miłe, przyćmiło jednak przyjście na świat mojej małej kruszynki. jedenaście dni po terminie porodu, w 42 tygodniu ciąży - 15 grudnia o 15:25 usłyszałam pierwszy krzyk i zobaczyłam to małe coś, co wierciło się tak bardzo w moim brzuchu. córka karoliny, waga 3250g, długość 60cm. nieprzeciętne doznanie, gigantyczne wzruszenie, nawet teraz jak o tym piszę kręci mi się łezka w oku. z tą  jedną chwilą poczułam bezkres miłości do tej małej istotki i cała reszta przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. moja mała córeczka. moje słoneczko. moja gwiazdka na niebie :)
od piątkowego wieczoru jesteśmy już w domku. dni mijają jak szalone. codziennie uczymy się siebie nawzajem. i choć każdy dzień jest taki sam, spanie karmienie przewijanie kąpanie, w tym przypadku taka monotonia jest jak odkrywanie świata :)  uśmiech nie schodzi mi z twarzy, nie czuję zmęczenia i mogę godzinami gapić się na te słodkie minki małej Toni. to chyba na razie euforia...ale niech trwa jak najdłużej :)

2 komentarze:

  1. witaj na świecie Maleństwo!
    Gratuluję rodzicom, a przede wszystkim dzielnej mamie. Trzymam kciuki, by ten świąteczny okres upłynął pod znakiem spokoju, radości, cierpliwości;) i bliskości- tej jedynej w swoim rodzaju:)
    Uściski od mojegoMonikowa:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ściskam mocno, aż się łezka mi zakręciła. Właśnie się dowiedziałam że już u siebie jesteście:(
    A ja już się stęskniłam!

    OdpowiedzUsuń