poniedziałek, 19 października 2009

Całe szczęście, że dziś zaczął się już nowy tydzień...poprzedni nie należał do najbardziej udanych, przede wszystkim z powodu choróbska, które się przypałętało i rozłożyło mnie na kilka dni. poza tym za oknem świat oszalał, temperatura bliska zeru, śnieg w ogródku leżał do soboty...książek do czytania w domku było brak, co w sumie i tak nie stanowiło większej różnicy, przez zatoki miałam zapuchnięte oczy, pewnie ciężko byłoby do czegokolwiek się zabierać. we środę troszkę się ruszyłam, kulinarnie zwłaszcza. przy winku, zakąszając ciepły chlebek moczony w oliwie, marynowane bakłażany, sery rozmaite, oliwki i inne drobne przekąski, świętowaliśmy Bartkowe urodziny. weekendowy czas przepłyną jakoś przez palce...dobrze, że słonko pojawiło się za oknem, a humor poprawiłam sobie ciepłym plackiem ze śliwkami węgierkami :) na obiedzie pojawili się znajomi, zrobiłam pieczeń z dzika, było pysznie i wesoło...i co najważniejsze zapomniałam na czas jakiś o złym samopoczuciu! może to właśnie przegoniło tą moją chorobę, bo dziś już jest znacznie lepiej i tej wersji będę się trzymać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz