wtorek, 13 października 2009


melancholia....
nawet pies wypatruje promyków słonka, byle do wiosny...

wczoraj dobił mnie widok ozdób świątecznych w sklepie, pewnie lada dzień wylegną na ulicę przebierańcy mikołaje z workami cukierków, masakra jakaś, a przecież dopiero co skończyło się lato...może to ja jakaś niedzisiejsza jestem, może powinnam też dać porwać się fali pędu konsumpcyjnego, pomyśleć o prezentach gwiazdkowych, a nie rozpamiętywać słoneczne dni, letnią bryzę i żyć nadzieją polskiej złotej jesieni...
lubię zimę, kocham święta, krzątanie się w kuchni, zapach korzennych przypraw, robienie ozdób i ubieranie choinki, ale na wszystko musi przyjść odpowiednia pora...a teraz jest czas kasztanów, złotych liści, jesiennej zadumy, kaloszy i spacerów w zamglone poranki, deszczowe popołudnia, gotowania aromatycznej zupy dyniowej, pieczenia kaczki, duszenia grzybów...więc niech mi się mikołaje na oczy nie pokazują!


nowy mieszkaniec domu, ot taki niepozorny kawałek drewienka, a jak cieszy oko, zakupiony w małym klimatycznym sklepiku przy rynku w Sandomierzu...musiałam go mieć, wypatrzony późnym wieczorem przez szybę wystawową, rano był już u Bartka za pazuchą :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz