poniedziałek, 12 października 2009

no i po urlopie, fajny był ten poprzedni tydzień... mimo jesiennej, kapryśnej troszkę pogody udało się wypocząć, złapać chyba już faktycznie ostatnie słoneczne godziny w tym roku. zrobiliśmy sobie taką rundkę przez Małopolskę, Podkarpacie prosto do serca Bieszczad. w pewnym sensie spełniło się moje marzenie, bo w końcu zobaczyłam całą pętlę bieszczadzką, od Sanoka przez Komańczę, Cisną, Wetlinę, Ustrzyki Górne po Solinę. w tamtych stronach jest tyle pięknych miejsc, że można by spędzić nie dni, a pewnie miesiące na podziwianiu tych cudów. ale nawet te kilka krótkich chwil na połoninie Caryńskiej, na przełomie Sanu, czy w cieniu drewnianych starusieńkich cerkiewek, dało mi wielką radość. zapisałam w pamięci zapierające dech krajobrazy, zapach mokrych gór, ciepło słońca na połoninach, szum wody spływającej z potoku po kamieniach, dzwonki i beczenie owiec, fakturę dwustuletniego drewna ...znój wędrówki pod górę, nierówności bieszczadzkiej wyboistej ścieżki, uczucie lekkości i jakiejś nieokreślonej radości po dojściu na szczyt, moc wiatru- siłę natury... zamykam oczy i wszystko to wraca... gdy nastaną szare, smutne dni, a po nich te mono kolorowe, białe, - bieszczadzkie wspomnienia pomalują mi świat, a sny się zamienią w jesienne, kolorowe pejzaże :)






czas wrócić do rzeczywistości, nadrobić zaległości projektowe, domowe-przetworowe. niestety trzeba wpaść w rytm codzienności, zagospodarować czas miedzy porankiem a wieczorem. ale w między czasie można też poszukać piękna wokół siebie i obrać sobie taką bieszczadzką ścieżkę, wyboistą a jakże, którą się dzielnie będzie podążało ku szczytom :) albo dolinom... cokolwiek miało by to znaczyć hehe taki optymistyczny, górski akcent na koniec. teraz trzeba poszukiwać dobrych stron nawet tych złych stron, co by jakaś depresja jesienno-zimowa nas nie dopadła ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz