wtorek, 24 listopada 2009

prawo czarnej serii
niestety dopadło i mnie..cały tydzień pechowy. zaczęło się od chorego kanarka, potem spierniczyłam się i to jeszcze jak, z ławki do wsiadania na konia, której ktoś dobrze nie złożył-plecy obite, na szczęście wsiadałam na hali, więc poleciałam na miękkie, dostałam ławką w tył tak jak grabiami,noga została w strzemieniu, koń jakimś cudem nie odskoczył, spokojnie stał i przyglądał się ze zdziwieniem całej tej sytuacji...czysta komedia, ale mogło być nieciekawie...wczoraj wywinęłam salto mortale na korytarzu w domu (na marginesie -zdejmując oficerki jeździeckie) poślizgnęłam się na wycieraczce, masakra, nie zdążyłam się złapać framugi, wywinęłam podwójnego tulupa do tyłu, uderzając głową w ścianę, a kością ogonową i dupskiem zaliczyłam posadzkę...nie podnosiłam się przez chwilę z podłogi, ból był niesamowity, dopiero kilka minut później łzy same popłynęły z oczu. no i kto by pomyślał, że można prawie zabić się we własnym domu, przy zdejmowaniu butów...dziś tato trafił do szpitala, w trybie pilnym tomografia mózgu, pojawiły się różne neurologiczne zmiany. na szczęście badanie nie wykazało żadnych anomalii..jedyne co czułam przez te kilka godzin niepewności, to strach i niemoc, koszmar jakiś, jakie życie ludzkie jest kruche, nie wiadomo co może przynieść następny dzień, zaczynasz źle się czuć i koniec, z pewnych kwestii dopiero teraz zdaję sobie sprawę, martwię się o najbliższych, co przyniesie następny dzień.....
najdalej wczoraj rozmawiałyśmy z Pauliną o cięzkiej chorobie jej babci, przypomniały mi się trudne chwile, gdy odchodzą ukochane osoby... kiedy człowiek nie chce żeby zadzwonił telefon, ma nadzieję na cud...
rano dostałam wiadomość, że chrumek, fredkowy chłopczyk nie doczekał ranka :( dzięki Bogu więcej złych wiadomości od Pauliny nie było....
w związku z wypadkiem plecowym, wysłuchałam dziś autentycznej historii o tym jak ktoś upadł na kość ogonową, zbagatelizował ten fakt, poszło jakieś zapalenie po nerwach kręgosłupa i niestety ta osoba jest teraz na wózku...chyba jednak wybiorę się jutro na prześwietlenie, nie ma co chojrakować, czuję ból- znaczy, że ten mój kręgosłup i tyłek albo jest mocno zbity (i oby) albo coś tam się faktycznie dzieje. a rozpisywałam się ostatnio o unikaniu szpitali i miejsc publicznych, a tu klops, muszę iść w paszczę lwa :)
dziś chyba nie pokuszę się o żaden optymizm, mam tylko nadzieję, że to już koniec tej czarnej serii...ech

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz